Po liczącej ponad tysiąc kilometrów wycieczce Fordem C-Maksem mam mieszane uczucia. Albo się starzeję, albo podświadomie oczekuję od minivanów czegoś innego.

Plusy: Ford Grand C-Max jest stosunkowo wygodny (trochę za sztywny, ale kierowcy to nie przeszkadza), szybki, oszczędny, pakowny.

Minusy: na początku wariował czujnik temperatury, więc klimatyzacja albo mroziła, albo gotowała pasażerów, a wszystko to na przestrzeni kilkunastu minut. Na szczęście po 24 godzinach czujnik się zresetował i do końca testu nie dawał znaku życia. Wnętrze niby ładnie zaprojektowane, ale w dotyku jak Hyundai (zobaczycie za tydzień). I wygląd… Taki Volkswagen Golf Sportsvan wygląda, jak Golf z wodogłowiem. A Grand C-Max z dużym odwłokiem? Niestety nie jak Kim Kardashian, a bardziej jak Evia Simon (kliknij, zguglowałem to za Ciebie).

Na rynku minivanów jest z czego wybierać, od budżetowej Kii Carens, przez wiecznie przecenionego Citroena (Grand) C4 Picasso, najnudniejszego i najlepszego Volkswagena Tourana, aż po dużo za drogie BMW Serii 2 Grand Tourer, które nie jest ani specjalnie Grand, ani Tourer. I jeszcze opcja dla zielonych – Toyota Prius+. Na tym tle Ford Grand C-Max naprawdę musi się nagimnastykować.

Co ciekawe, bardzo dobrze wspominam zwykłego C-Maksa. Może fakt, że miał lepsze proporcje, rekomensował inne braki. A może po prostu wtedy konkurencja nie była jeszcze tak mocna. W końcu obecna generacja trafiła na rynek w 2010 roku. Dobrze wspominam też S-Maksa, który jest po prostu dużym 7-miejscowym samochodem, więc nawet z rozłożonym 3. rzędem siedzeń ma trochę bagażnika. Najlepiej wspominam Mazdę5, która dzieliła z Fordem platformę. Niestety Mazda5 została wycofana z rynku.

Ale może w C-Maksie są jeszcze jakieś plusy? Zobacz.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *