Toyota Supra ma silniki BMW, wnętrze BMW, płytę podłogową BMW. A jednak zauważalnie różni się od BMW Z4, z którym dzieli wiele podzespołów.
Różni importerzy mają różne polityki wydawania samochodów do testów. Jedni wydają jak leci i nie zadawają pytań. Inni wydają, ale wyselekcjonowanej grupie mediów. Jeszcze inni wydają, ale z wieloma zastrzeżeniami i ograniczeniami.
Szanuję każde podejście. W końcu samochód testowy jest po to, żeby przetestowała go odpowiednia liczba redakcji i aby w związku z tym pojawiła się zaplanowana liczba publikacji. Ta inwestycja musi się zwrócić.
Niejasności zaczynają się przy testówkach, które nazywam “samochodami o podwyższonym stopniu ryzyka”. Mowa m.in. o autach terenowych i sportowych. Wiadomo, że przejechanie się terenówką po leśnej drodze to żaden test.
Nie mam ani aspiracji, ani umiejętności, żeby robić z samochodami rzeczy, jakie widujemy na kanale Terenwizja, ale staram się pokazać przynajmniej jakieś podstawowe możliwości w terenie. Jest to o tyle trudne, że te wszystkie piękne samochody z układami napędu na cztery koła bardziej inteligentnymi niż wszyscy wykładowcy na wyższej uczelni, zwykle dostarczane są do testów na drogowych oponach. Do tego te zderzaki są zwykle zaprojektowane z myślą o spełnieniu wymogów bezpieczeństwa przy zderzeniu z pieszym, a nie o spotkaniu z korzeniem. Zresztą byle krzak porysuje lakier i już a parku prasowym potrafi być chryja.
Nie zrozum mnie źle – kiedy ktoś zwraca auto za pół miliona plus z błotem w komorze silnika i porysowanym lakierem, to lepiej żeby miał oglądalność na poziomie bytyjskiego Top Gear, a nie polskiego blogera.
To samo jest z samochodami sportowymi. Pomijam już fakt, że nie trzeba Toyoty Supry, żeby na drugim biegu stracić prawo jazdy. Pewnych rzeczy na drogach publicznych się nie robi, a jeśli się już robi to w taki sposób, żeby nie było widać pewnych drażliwych szczegółów. Sam mam na koncie parę wątpliwych scen, ale staram się pilnować.
Sportowe samochody najlepiej testuje się na torze, na co wielu redakcji, a co dopiero blogerów, po prostu nie stać. Jasne, można się z torem dogadać, ale co innego jest zrobić parę okrążeń, kiedy jest akurat pół godziny przestoju, a co innego zarezerwowac tor na parę godzin, żeby zrobić porządne zdjęcia.
W dodatku bywa tak, że kiedy w dziale prasowym ktoś usłyszy słowo “tor”, to zasycha mu w gardle, a włosy na całym ciele siwieją.
Dlatego testy samochodów sportowych są na moim kanale rzadkością. Muszę takim autem wyjechać gdzieś dalej, bo na Mazowszy tylko długie proste, a potrzebne są ciasne zakręty, między którymi nie przekroczę 90 km/h. Tzn. jak się postaram, to przekroczę, ale nie muszę (patrz mój test Porsche 911).
I jak się do tego wszystkiego ma Toyota Supra? Test już raz przekładałem, bo kiedy odebrałem ją pod koniec stycznia, akurat trafiłem na tydzień deszczu ze śniegiem. Szkoda czasu, bo to auto potrafi palić gumę przez 3 biegi na suchym asfalcie, a co dopiero na mokrym.
Drugie podejście było już bliżej wiosny, na granicy zmiany opon na letnie. Na szczęście zostałem na zimówkach, bo w drodze na plan po raz pierwszy w tym sezonie widziałem białe od szronu i śniegu pola. W każdym razie, kiedy zadzwoniłem do parku prasowego usłyszałem, że testowa Toyota Supra jest jeszcze na zimówkach. Zimówki do upalania, bo to będzie ich koniec. Ponieważ pogoda nadal była niepewna, dla bezpieczeństwa wybrałem zimówki.
A jaka jest nowa Toyota Supra? Czy bardzo różni się od BMW Z4? Zapraszam na test.
Dlatego właśnie tak lubię fakt że carwow czy guru (tak wiem, to inne wielkości firm) mają zamknięte trasy (ale niekoniecznie tory) na których mogą się powygłupiać.
Niestety. O ile można się dogadać z jakimś torem na krótką pojeżdżawkę między płacącymi klientami, o tyle wynajęcie obiektu powiedzmy na pół dnia, żeby coś sensownego skręcić, wykracza ponad budżet nawet większych redakcji w Polsce.
Próbowaliśmy kiedyś się skrzyknąć i w parę(naście) osób wykupić stałe godziny do wykorzystania wg potrzeb, ale nic z tego nie wyszło 🙁