Volkswagen Tiguan eHybrid to tzw. hybryda typu plug-in. Żeby się opłacała, trzeba jeździć na krótkich dystansach i często samochód ładować. Czy to ma sens?

Hybrydy typu plug-in mają w założeniu być mostem między autami o napędzie spalinowym i elektrycznym. Teoretycznie brzmi to zachęcająco, bo w optymalnych warunkach jeździsz prawie za darmo, ale w razie potrzeby masz silnik spalinowy i nie musisz martwić się o ładowania w trasie. I wszystko byłoby fajnie, ale w Polsce dostajesz po tyłku z każdej strony.

Przeważnie hybryda typu plug-in jest zauważalnie droższa od auta z napędem spalinowym. Przeważnie, bo akurat Volkswagen Tiguan eHybrid jest wyceniony konkurencyjnie w stosunku do swoich spalinowych odpowiedników. Nie ma wprawdzie napędu na wszystkie koła, ale można go porównać do mocnego diesla lub benzyny. Ale to raczej wyjątek na potrzeby rynku polskiego. W Niemczech Tiguan eHybrid jest droższy od modeli z konwencjonalnym napędem.

W Polsce hybryda typu plug-in jest też traktowana po macoszemu przez ustawodawcę, który nie daje ani zachęt finansowych, ani ułatwień, jakie otrzymują kierowcy elektryków. Do tego dochodzą problemy z dostępnością miejsc do ładowania. Nawet mając miejsce w podziemnym garażu trzeba liczyć się z niechęcią wspólnoty do instalacji do instalacji gniazdka.

I jeszcze mniej miejsca w bagażniku, wyższa masa… Trzeba się naprawdę dobrze zastanowić przed zakupem.

Szkoda, bo na rynku jest wiele przyzwoitych hybryd typu plug-in. Z napędem na wszystkie koła i niezłym zasięgiem warto wymienić Opla Grandlanda X czy Suzuki Across. Mercedes Klasy A bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. I Tiguan eHybrid jest bardzo ciekawą propozycją. A są jeszcze PHEV, które dzięki elektrycznemu wspomaganiu są bardzo szybkie i angażujące. Może jednak warto się zainteresować?

Zapraszam na test!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *