Co wiemy na nadmiernej prędkości? Że zabija. Że jest przyczyną wielu wypadków. Że jest coraz bardziej surowo karana. Czy słusznie?
Z odpowiedzią m.in. na to pytanie spieszą naukowcy. Otóż nie lubimy myśleć. Nie chodzi o to, że jesteśmy tępi. Po prostu nie lubimy pozostawać sami ze swoimi myślami. Wiemy o tym z Seksmisji. Także Nietzsche przestrzega nas przed zagłębianiem się w dylematy moralne. Tak bardzo boimy się swoich myśli, że nawet za kierownicą wolimy ryzykować życie pisząc i czytając. Byle tylko nie zagłębiać się pytanie o życie, wszechświat i wszystko. A to prowadzi do nieuwagi. I wypadków.
Obserwacje te potwierdza Gary Megge, amerykański policjant zajmujący się badaniem przyczyn wypadków. Jego zdaniem najczęstszą przyczyną wypadków nie jest nadmierna prędkość, lecz alkohol, narkotyki i nieuwaga. Megge dodaje, że większość ograniczeń prędkości jest sztucznie zaniżana, bo bezpieczna prędkość to taka, z którą na danym odcinku porusza się większość kierowców.
Ćwiczymy to codziennie w polskich miastach. Kiedy tylko skończą się korki, próba jazdy zgodnie z ograniczeniem to narażanie się na niebezpieczeństwo. Nie sposób zmienić pasa, a jeszcze ktoś nas strąbi i pogrozi pięścią.
Nie twierdzę, że nie zdarzają się przypadki, kiedy pędzący na złamanie karku idiota zawija się wokół drzewa, a przy okazji wysyła do rowu kilku niewinnych uczestników ruchu. Ale kiedy podliczam w pamięci wszystkie swoje kolizje, żadna nie była wynikiem szarżowania. Za to wszystkie spowodowane były dekoncentracją. Ale w protokole z miejsca zdarzenia najprościej jest zaznaczyć, że przyczyną wszystkiego była nadmierna prędkość. Bo kierowca niemal na pewno jechał szybciej, niż było to w danym miejscu dozwolone.
Dodaj komentarz