Parę tygodni temu dostałem telefon z Toyoty. Z propozycją wyjazdu na 24-godzinny wyścig Le Mans. Czy miałbym ochotę? Chyba tylko idiota nie chciałby pojechać. Dziś podejrzewam, że jednak jestem idiotą.

24-godzinny wyścig Le Mans można obserwować na kilka sposobów. Cześć widzów przylatuje prywatnymi samolotami i helikopterami na lotnisko znajdujące się na tyłach trybun. Bogaci tego świata wraz z pięknymi małżonkami spędzają czas w zamkniętych (i mam nadzieję dźwiękoszczelnych) pomieszczeniach, w których raczą się drogimi alkoholami i rozmawiają o zakupie nowego samochodu. Albo coś w tym stylu. Gdzieś w tle na monitorach obserwują jednym okiem wyniki i obraz z kamer. Ciekawostka: pierwszy samolot wystartował z lotniska na parę minut przed końcem wyścigu.

lemans2

lemans3

W okolicach toru jest jedno wielkie miasteczko namiotowe. Przyjeżdżają tam chyba tzw. ‘prawdziwi miłośnicy motoryzacji’. Fajne samochody, grill, piwko i obowiązkowy nasłuch co się dzieje na torze. Przez cały czas komentarze z wyścigu nadawane są na falach radiowych. Do tego kilka stacji telewizyjnych emituje wyścig na żywo.

lemans4

A na końcu i tak niektórzy oglądają meczyk.

lemans7

Są też ludzie, którzy na tor dojeżdżają, bo mają (nie)szczęście mieszkać o kilkadziesiąt kilometrów od Le Mans. Z jednej strony przeklinałem (nie tylko) w duchu czterogodzinny korek na dojeździe pierwszego dnia. Z drugiej strony bardzo doceniłem możliwość wyspania się w hotelu, w którym nie słychać ciągłego ryku silników.

lemans9

lemans10

Bo co można robić na takim wyścigu? Oglądanie z trybun to chyba najgorsze rozwiązanie z możliwych, bo hałas rezonuje między betonowymi budowlami. Można przemieszczać się między punktami widokowymi na poszczególnych zakrętach, gdzie właściwie nic się nie dzieje. Przejeżdżają samochody. Jeden za drugim. I tak w koło.

lemans6

lemans5

Obserwując ludzi snujących się z jednego punktu widokowego na drugi odniosłem wrażenie, że nikt nie przyjechał do Le Mans dla przyjemności. Wszyscy ludzie, których mijałem byli zmęczeni, przygaszeni. Nawet koniec wyścigu wywołał emocje głównie w boksach, gdzie mechanicy cieszyli się z końca długiej zmiany.

lemans11

A najgorsze w tym wszystkim jest bezpieczeństwo. Nikt nikomu nie życzy śmierci, ale podświadomie widzowie chcą igrzysk. Nawet kierowca F1 Fernando Alonso wspomina, że ludzie oglądają wyścigi dla wypadków, wyprzedzania, walki, a nie strategii związanej z oszczędzaniem paliwa i opon. Coś jest na rzeczy. Le Mans to z jednej strony olbrzymi wysiłek kierowców i mechaników, z drugiej strony nudy, z których telewizje starają się ze wszystkich sił zrobić show.

Zresztą mam takie same odczucia w stosunku do wszystkich sportów motorowych. Gdyby nie kilkadziesiąt kamer i dynamiczny montaż, to pies z kulawą nogą nie interesowałby się takimi wydarzeniami poza kierowcami, ich teamami i paroma tysiącami osób, które nie mają nic lepszego do roboty w weekend. Gdyby nie media społecznościowe, nigdy nie zobaczylibyśmy tych paru ciekawych sytuacji, kiedy ktoś albo spektakularnie koziołkował, albo epicko wyprowadził samochód z niebezpiecznej sytuacji. Już sam fakt powstawania takich kompilacji wiele mówi o zainteresowaniach widzów.

Byłem, widziałem, jestem wdzięczny za umożliwienie mi oglądania Le Mans na żywo. Kompletnie mnie to nie rusza. Poproszę telewizyjny skrót.

(przepraszam za słaby dźwięk, ale ciągłe wpinanie mikrofonu źle by się skończyło)

16 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Hmmm, fajnie poznać opinię osoby, która na wyścigu LeMans była i widziała wszystko co trzeba. Sam od paru lat zbieram się by w końcu pojechać i zobaczyć ten legendarny wyścig. Mam jednak obawy, że również się roczaruję będąc na miejscu “widowiskowością” w porównianiu z domowym oglądaniem z wygodnego fotela z zimnym piwem w dłoni.

  • Wow, ale nowość że na wyścigach jest głośno, to dla prawdziwego fana jest muzyka dla uszu, i tak oczywiście może ten hałas męczyć ale nie marudzi się o tym.6:00 ten jeden z zakrętów to szykana.

    Porównywanie F1 do WEC ma się nijak, ponieważ w tym drugim podczas obecnego sezonu emocji jest co niemiara(niestety trzeba to śledzić, żeby to wiedzieć).
    “Dziś podejrzewam, że jednak jestem idiotą” ja też to już wiem po opinii w tekście, po co autor jedzie na zaproszenie(szkoda, że Toyota zaprasza antyfanów wyścigów, lub byle blogera) skoro w ogóle nie żywi miłością do Le Mans, a jest tam jakimś marnym “kibicem” który nie docenia tego unikalnego klimatu wyścigu i sobie tam tylko wegetuje. Niektórzy z zapartym tchem śledzą całe 24 godziny rywalizacji, a inni jadą żeby se popijać piwko i oglądać stream z meczu -_-.
    Kibic nie musi całe 24 godzin krzyczeć czy kibicować jak na meczu, to nie o to tu chodzi, wyścig się chłonie, analizuje aktualne pozycje i strategie.
    Autor na temat wyścigów nie wiele ma do powiedzenia.

  • Czy Autor ma jakiekolwiek pojęcie o tym co pisze, na jaką imprezę pojechał i co przeżył? Jedyne 24h w ciągu roku dla których warto przesiedzieć całe dwa dni i tylko oglądać. Mógł Pan nie jechać i jeśli była taka szansa umożliwić zobaczenie najpiękniejszego wyścigu w kalendarzu sportów motorowych komu innemu. Dziennikarz motorozacyjny nie rozumiejący wyścigów samochodowych, a szczególnie wyścigów wytrzymałościowych, z czymś takim jeszcze się nie spotkałem. Wszyscy w trakcie tego weekendu są zmęczeni, kierowcy, mechanicy, kibice, dziennikarze, ale wybierając się na tor narzekać że jest głośno, że uszy więdną?! Oczywiście, duża dawka hałasu każdego może zmęczyć i odpocząć można w trakcie wyścigu, ale to są TYLKO 24h, a odpocząć można po wyścigu w hotelu mają satysfakcję prześledzenia całych 24h rywalizacji. Rozumiem, można nie przepadać za motorsportem bo “nudny”, ciągle jeżdżą w kółko, nic się nie dzieje, ale to jest wyścig Le Mans, tu nie chodzi o to aby walczyli koło w koło całe dwa dni. Dużo rzeczy pokazuje telewizja i łatwiej jest śledzić transmisję przed ekranem telewizora czy komputera, szczególnie na tak długim torze jak La Sarthe, ale na Boga pojechać na tor, chodzić po nim, widzieć na żywo te piękne maszyny, sądzę że i tak Autor tego nie zrozumie. Mógł Pan nie jechać i nie psuć taką relacją atmosfery jaka towarzyszy temu legendarnemu wyścigowi. W sporcie motorowym warto odwiedzać małe imprezy, choćby w Poznaniu czy jakiekolwiek inne, nie mówiąc o tego typu kalibrze jakim jest Le Mans. Mam nadzieję że kiedyś Pan się pozna na wyścigach i chociaż trochę zrozumie sens tego wszystkiego, dlaczego ludzie kochają Le Mans bo szkoda takiego dziennikarza. Pozdrawiam

    • Z mojego punktu widzenia, z kochaniem wyścigów, jest jak z kochaniem klasycznych samochodów. Z daleka wygląda to pięknie. Doświadczanie ich z bliska to już zupełnie inna bajka. Nie neguję satysfakcji i osiągnięć kierowców, mechaników, inżynierów, itd. Ale jako widzowi, wystarczy mi skrót w wiadomościach.

      • Czyli z kochaniem czegokolwiek jest jak jak Pan pisze…. Wszystko niby fajnie ale jednak, człowiek żyje ale kiedyś umrze, kobiety są fajne ale potem zaczynają zrzędzić, nic tylko się pociąć z takim podejściem, a u “dziennikarza” to powód do zmiany zawodu. Brak pasji w wykonywaniu swojej pracy pisząc takie bzdury dyskwalifikuje w każdym środowisku. Jeśli jest Pan dziennikarzem, pojechał Pan tam do PRACY, nie jako widz i sądzę że skrót informacji w tvn24 w takiej pracy to za mało aby się wypowiadać czy pisać artykuły. Oczywiście sądzę że Pan nie zmieni poglądów na temat wyścigów, ale chcąc być dalej dziennikarzem motoryzacyjnym pisząc o wyścigach musi Pan zmienić podejście, bądź więcej się tym nie zajmować. Do Le Mans jedzie się właśnie aby oglądać całokształt, trud zespołu z inżynierami, mechanikami, kierowcami, całej obsługi na torze, sędziów, obieranych strategii które są realizowane godzinami. Le Mans ogląda się dla całości, nie dla ostatecznego wyniku po który Pan tylko pojechał chcąc wcześniejsze 24h rywalizacji na torze wygodnie przeczekać. Nie takie podejście, nie w takim miejscu i nie do takiego sportu. Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu.

        • Ależ ja nie mam zamiaru pisać o sporcie. Traktuję ten wyjazd jako przygodę, której nie mam zamiaru ani powtarzać, ani nikomu polecać.

  • Powiem tak… W dupie Pan Był i gówno widział… Bo napewno to Le Mans nie było. Każdy Fan Endurance marzy aby tam sie pojawic, i posluchac tego ryku silnikow na ktore Pan narzeka, po prostu za cienki w majtach jestes i tyle ziomek….

    • haha nooo ale czego się można spodziewać po gościu który jest hmmm blogerem motoryzacyjnym?? samochodowy?? kurde sam nie wiem 😛 Jak to napisano na pewnym portalu… młody działkowiec czeka aahahaha

  • “Zresztą mam takie same odczucia w stosunku do wszystkich sportów motorowych. Gdyby nie kilkadziesiąt kamer i dynamiczny montaż, to pies z kulawą nogą nie interesowałby się takimi wydarzeniami poza kierowcami, ich teamami i paroma tysiącami osób, które nie mają nic lepszego do roboty w weekend. Gdyby nie media społecznościowe, nigdy nie zobaczylibyśmy tych paru ciekawych sytuacji, kiedy ktoś albo spektakularnie koziołkował, albo epicko wyprowadził samochód z niebezpiecznej sytuacji. Już sam fakt powstawania takich kompilacji wiele mówi o zainteresowaniach widzów.” – Ehhhh….Widzę, że w ogóle się Pan nie orientuje w sprawach motorsportu. Kiedyś nie było you tube, internetu i jakoś ludzie tłumnie przychodzili na wyścigi F1. Ludzie przychodzą nadal, bo kochają ryk silników (ahhh, ten hałas! miód na uszy!), zapach spalin, niemal perfekcyjną jazdę ludzi, których bardziej trzeba nazwać współczesnymi herosami. Wypadki to nie jest coś, co kibice chcą oglądać i co ich najbardziej interesuje. Co do Le Mans – ten wyścig oferuje multum walki na torze, piękne samochody ( w tym to cudne czerwone Porsche 919 Hybrid!) spektakularne wręcz strategie wyścigowe, jazdę kierowców w nocy przy pięknie oświetlonym torze. I będzie to naprawdę przeżycie, tylko to trzeba uważnie śledzić i chłonąć tą aurę. A nie przyjechać, odhaczyć, że się było, pojechać i psioczyć. Na Pana miejscu to miejsce na Le Mans oddałbym komuś innemu, bo i tak nie miałoby to różnicy dla Pana. Przecież były powtórki w TV na Eurosporcie.

  • Ja jestem ciekawy jako dyscyplinę sportową najbardziej lubi oglądać autor tego artykułu. Nie dość że można wejść obfotografować tak piękne maszyny, zobaczyć również paradę kierowców przed wyścigiem, zobaczyć piękne legendy. Ryk silników to chyba jest oczywiste i to stanowi piękno zawodów, które niestety zostało zabite w F 1. Można przemieszczać się pomiędzy zakrętami. To chyba jeszcze większa zaleta wyścigu że można obserwować z wielu punktów zmagania. Tak na przykład oglądałem zeszłoroczne zmagania na Drift Masters Grand Prix w Karpaczu i też na dojeździe przed Karpaczem był mega korek. Nie wiem ale autor chyba kompletnie nie rozumie co to znaczy być fanem sportów motorowych. Co do zmęczenia też z półmaratonów driftingowych kibice wracają zmęczeni ale nikt nie żałuje tego zmęczenia bo każdy wybrał się aby obejrzeć i dopingować zawodników. Na zakończenie wniosek, że Wszyscy z komentujących tutaj poniżej chętnie zamienili by się z Panem miejscami. Ps. W aptekach sprzedają naprawdę dobre zatyczki do uszu i jeśli ktoś chce się przespać mimo hałasu silników to da radę.

    • Nie wiem. Dlatego pojechałem. I nadal nie wiem. A sportowych zmagań, jak nie muszę, to nie śledzę.

  • Jeśli się Pan nie zna na tej dyscyplinie i nie interesuje, nie zna kulisów, technologii, plotek itd., to zrozumiałe że wydaje się to nudne, podobnie jest z oglądaniem np. kolarstwa. Dla ludzi zainteresowanych, w temacie i znających się to jest bardzo ciekawe i oni wiedzą czego mogą się spodziewać po takim “show”. Spróbujcie obejrzeć nawet dynamiczną dyscypline bez żadnej wiedzy a będzie to wyglądało tak samo (ja tak miałem podczas amerykańskiego footballu). A te “pare tysięcy ludzi” to są właśnie sami zainteresowani.
    Pozdrawiam.

  • Nie byłem, ale jestem fanem kolarstwa. Do czego zmierzam, fajnie pojechać na tour de france, na górski etap pokibicować zobaczyć kolarzy, wszystko super, ale samo oglądanie wyścigu jest dużo lepsze w tv.