Każda wizyta w fabryce w Maranello zaczyna się i kończy podkreśleniem, że Ferrari to jedna z najbardziej przyjaznych środowisku marek. Czy to właśnie chce usłyszeć nabywca kosztującego kilkaset tysięcy euro samochodu?
W Polsce mówienie o emisji dwutlenku węgla w kontekście innym niż unijne próby pozbawienia naszego sektora energetycznego najpopularniejszego paliwa nie mieści się w kanonie powszechnie poruszanych tematów. Samochód ma być albo oszczędny, albo prawdziwy. W pierwszej kategorii mieszczą się oszczędne diesle, w drugiej wszystko od Subaru Imprezy WRX w górę. Następnie prawdziwe samochody dzielą się na turbodoładowane i jeszcze prawdziwsze, czyli z silnikami wolnossącymi.
Co roku miłośnicy prawdziwych-prawdziwych samochodów opłakują kolejne modele, które przeszły na stronę turbo. Ostatnio poddało się BMW i nie dość, że obcięło M3 dwa cylindry i litr pojemności, to jeszcze dołożyło dwie turbiny. A teraz Ferrari. Wprawdzie California T straciła niewiele z pojemności i nadal ma 8 cylindrów, ale pod maskę wpakowano dwie turbosprężarki twinscroll. Szok i niedowierzanie, bo już mówi się o tym, że podobny los czeka model 458.
Ale dlaczego producenci samochodów zadają fanom motoryzacji takie bolesne ciosy? Bo aspirujący miłośnicy BMW M3 czy dowolnego Ferrari nigdy takiego samochodu nie kupią. W każdym razie nie nowy z salonu. A klienci, których stać na samochód za 100, 200, 300 i więcej tysięcy euro, nie są w ciemię bici i nie chcą tankować co 300 kilometrów, nie chcą samochodu, który budzi się do życia tylko powyżej 200 km/h, nie chcą, żeby jakiś eko-terrorysta pisał im gwoździem po masce, że z powodu ich tego samochodu wykitował rój bardzo rzadkich owadów, o których nikt nie słyszał.
Podczas długiej i bardzo szczegółowej prezentacji przedstawiciele Ferrari wyjaśnili, że robią wszystko co w ich mocy, żeby samochód był jak najbardziej wydajny. Od strony zapotrzebowania na moc redukowane są opory aerodynamiczne i toczenia, wprowadzane są bardziej wydajne skrzynie biegów i systemy odzyskiwania energii. Z drugiej strony silniki są lepiej smarowane, pojawia się technologia stop & start, poprawiane jest spalanie mieszanki, a kolejnymi krokami są downsizing i wprowadzanie napędów hybrydowych. Hybrydę LaFerrari już mamy. Mamy też Californię po downsizingu.
California to bardzo udany projekt Ferrari. Ponad 10 tysięcy sprzedanych egzemplarzy czyni ją najlepiej sprzedającym się modelem z Maranello. W dodatku około 70 procent nabywców to nowi klienci, którzy nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z Ferrari. To z myślą o nich stworzono samochód, który jest łatwy i przyjemny w codziennym użyciu, ale jednocześnie ma zachować charakter Ferrari. Udało się?
Dodaj komentarz