Jeździłem dziś moją MX-5-ką po Warszawie. A potem obejrzałem zwiastun nowego Bonda i coś mi się nie zgadza.
Możecie się zgodzić lub nie, ale Mazda MX-5 to namiastka samochodu sportowego. Samochód jest dwumiejscowy, odpowiednio nisko zawieszony, żeby nie dało się dojechać do Redaktora Bołtryka na działkę bez uszkodzenia tylnego amortyzatora (byłem dwa razy i raz wymieniałem prawy, a raz lewy), silnik ma z przodu, napęd na tył. Oczywiście stockowa MX-5 na torze jest jak łódka, ale po przejechaniu się ulicą Długą (kocie łby) mam pewność, że jeżdżę autem sportowym.
Potem stałem w korku. W korku MX-5 stoi tak samo, jak Audi R8. To tylko potwierdza moje przypuszczenia, że jest to samochód sportowy. Czyli gdyby James Bond był Japończykiem, mógłby spokojnie jeździć MX-5. A gdyby był Niemcem, mógłby jeździć BMW Z4. Albo Passatem.
Dlaczego? Otóż stałem w korku obok autokaru pełnego dzieci. Dzieci, jak to dzieci gapią się przez szybę, jak rybki w akwarium. Moja Konkubina stwierdziła, że pewnie gapią się na MX-5. Ale ja uważam, że gapiły się na stojącego między naszym samochodem a autokarem Passata w kombi. I pewnie sobie mówiły:
“Ty, pacz! 2.0 TDI. Na 18-kach, to pewnie w mocniejszej wersji. Z podwójną końcówką wydechu. Ale Bluemotion? To przynajmniej mało pali.”
I takim samochodem powinien powozić Bond, a nie jakimś tam Aston Martinem.
W naszych realiach Passerati wzbudza większe emocje niż sportowe auto. Takiej rzeszy fanów nie ma chyba żaden inny samochód i taka samą rzeszę przeciwników :). Bond jeździł już Mondeo, także i Passat też by się nadał 😛
Wczoraj spotkałem znajomą. Jechała testowym Passatem. Piękne auto. Jeździłbym 🙂
Nie uważasz, że jest trochę za drogie? Niestety nie miałem okazji jeszcze w nim siedzieć ale topowa wersja nie wydaje mi się, że jest na poziomie premium (po co VW bratobójcza walka z Audi).