Mandaty i fotoradary nic nie pomogą. Niektórych ludzi trzeba po prostu izolować i chemicznie kastrować, żeby się nie rozmnażali.
Zanim posypią się pytania o numer rejestracyjny samochodu z sieci nie dla idiotów spieszę wyjaśnić, że fotkę cyknąłem w 2009 roku, więc potraktujmy sprawę, jako przedawnioną.
Wczoraj wybrałem się do Nałęczowa. Nie, jeszcze się tam nie leczę, ale mój dziadek owszem. Zawiozłem go nowym Mercedesem Vito. Różnice między Klasą V a Vito są widoczne, ale różnicy w komforcie jazdy specjalnie nie czułem. W każdym razie nie zza kierownicy, bo wiadomo, że jako pasażer wolałbym siedzieć w salonce.
Test Vito za parę tygodni na YouTube, a tymczasem o sytuacji na drogach. W pierwszą stronę ruch minimalny, kierowcy nawet uprzejmie ustępowali sobie drogi. W drodze powrotnej do Warszawy zrobiło się ciekawiej, szczególnie od rogatek.
Po miesiącu widać, że ludziom działa na wyobraźnię groźba utraty prawo jazdy, więc przynajmniej w terenie zabudowanym ograniczają prędkość. Co nie znaczy, że nie wykonują najdziwniejszych manewrów. Nakurwianie węgorza między jadącymi w miarę równo samochodami na wjeździe do Warszawy od strony Zakrętu zaowocowało tym, że na kolejnych światłach i tak stałem równo z właścicielem najdłuższego w promieniu kilkudziesięciu kilometrów bata na dachu.
Parę kilometrów dalej nadjechał motocyklista. Jeden z tych, którzy będą wyprzedzać każdą wolną luką. Co z tego, że na Moście Siekierkowskim, na którym jest ograniczenie do 80, wszyscy i tak jadą 100+. A on będzie wyprzedzał. Jak się nie da między lewym a środkowym, to wyskoczy zza ciężarówki na prawy. Sądząc po tańczącym tylnym kole ogłoszono kod brązowy. Dobrze, że kierowca zepsutego samochodu na prawym pasie rozstawił trójkąt odpowiednio daleko.
A potem byli rowerzyści. Za rowerzystami rozglądam się bardziej niż za motocyklistami. Bo motocykliści (sam się zaliczam do lajtowej odmiany tego gatunku) miewają resztki instynktu samozachowawczego i czasem nawet jakieś uprawnienia do prowadzenia pojazdów mechanicznych w ruchu ulicznym. A rowerzyści to debile, którym się wydaje, że samochody mają radary do ich wykrywania. Owszem, producenci samochodów pracują nad takimi rozwiązaniami, ale nieoficjalnie mówi się, że gdyby klient Volvo miał możliwość zamiany wszystkich systemów bezpieczeństwa na dobry system audio, to właśnie tak by zrobił. Na cud nie ma co liczyć, a tym bardziej na komputery. Pomyślcie trochę, zanim na ostrym kole zbliżycie się do przejścia.
Ostatnio dostrzegam też rowerzystów z telefonami. OK, słucham muzyki, mam słuchawki, ewentualnie korzystam z zestawu głośnomówiącego. Ale jazda na rowerze i gadanie przez telefon trzymany przy uchu jest rozwiązaniem godnym Nagrody Darwina. Zresztą ze dwa dni temu widziałem gościa, który wylądował na trawniku. Ale słuchawki nie puścił. Gadał dalej.
Tego typu przypadków na drogach codziennie są tysiące. Kiedyś oglądając rosyjskie kompilacje filmów z kamer samochodowych myślałem sobie, że u nas kiedyś też tak było, ale teraz jest lepiej. Kierowcy zmądrzeli, na drodze jest więcej kultury. A potem wyjeżdżam na drogę, widzę tę bezmyślność, która cudem nie kończy się wypadkiem i myślę sobie, że jeśli naturalna selekcja nie jest w stanie takich osobników wyeliminować, to może trzeba im ograniczyć możliwość rozmnażania się?
Dodaj komentarz