Nowe MINI jest o ok. 80 cm dłuższe od oryginału Sir Aleca Issigonisa. Dla zachowania klasycznych proporcji samochód rozrósł się w każdym kierunku, a z tyłu są przerysowane wręcz klosze świateł. Ale MINI coraz bliżej do BMW.
Wciska się nam drogie wariacje na temat samochodów, których oryginalne wcielenia być może kiedyś widzieliśmy na ulicy. Albo jeździli nimi nasi rodzice. Lub mieszkający za granicą ciocie i wujkowie. Ale czy ktoś z Was miał oryginalnego Fiata 500? Albo Mini, albo Garbusa? I chcielibyście takim czymś jeździć na co dzień? Bo ja wolałbym sobie strzelić w stopę, albo zapisać się na filologię klasyczną.
To dlatego między innymi MINI nigdy nie pojawiło się na mojej liście zakupów. Zamiast tego wybrałem Mazdę MX-5. Doceniam bezkompromisowość MINI JCW GP2, ale gdybym miał wybierać samochód dla siebie, to wolałbym Forda Fiestę ST lub Peugeot 208 GTi. Kto wie, gdyby były na rynku w czasie, kiedy kupowałem samochód, to może bym wybrał jeden z nich. Doceniam też koncepcję anty-retro w wydaniu Citroena. Opatrzność miała mnie w swej opiece i wersja cabrio nie była wtedy jeszcze dostępna. Pewnie kupiłbym samochód w ciemno i płakał dziś. BTW, Citroen DS3 z twardym dachem to całkiem niezły hatchback. Niezły, ale nie doskonały.
Daleko też do doskonałości nowemu-nowemu Volkswagenowi Garbusowi. Nie rozumiem, w jaki sposób można było tak schrzanić zawieszenie. Nawet w wersji usportowionej The Beetle to mistrz prostej. Przed wejściem w zakręt radzę przyhamować.
Do najnowszego wcielenia MINI też podszedłem z pewną rezerwą. Kolejne centymetry, ale wszystko wygląda tak samo. Tak, ale teraz naprawdę dostajemy BMW przebrane za MINI, a nie MINI w cenie BMW. Zresztą sami zobaczcie.
Dodaj komentarz