Mikroprzedsiębiorcy nie mają problemu z wydaniem ponad miliona złotych na samochód. Ale o ile Porsche czy inne Lamborghini za bańkę łatwo zrozumieć (szybkie!), o tyle co takiego ma w sobie kosztujący lekko licząc półtora miliona złotych Rolls-Royce Wraith?
Wraith to rodzaj zjawy. W historii brytyjskiej marki mnósto jest fantomów, duchów, dusz. Wprawdzie w porównaniu z Phantomem Wraith i Ghost idą z duchem czasu, ale to nadal najprawdziwsze Rolls-Royce’y. Wraith to coupe na bazie Ghosta. Oba samochody dzielą platformę z BMW Serii 7. Mimo grubo ponad 5 metrów długości i prawie dwóch szerokości manewrowanie Rolls-Roycem nie jest takie straszne. Na szczęście samochód można wyposażyć w kamery 360 stopni. Chociaż czasem nie obejdzie się bez łamania się na kilka razy.
W dużym skrócie: Rolls-Royce ma wszystko, może wszystko, ale nic nie musi. A teraz wersja dla wytrwałych.
Rolls-Royce to w znacznej części robota na miarę. Owszem, jest kilka standardowych modeli, ale większość z nich jest w jakiś sposób indywidualizowana w ramach programu Bespoke (szyty na miarę). Lakier w kolorze ulubionej szminki? Proszę. Egzotyczne drewno wewnątrz? Nie ma problemu. Zaprojektowany na specjalne zamówienie uchwyt na lornetkę, bo właściciel jest hobbystą-ornitologiem? Zrobi się. Kosz piknikowy, bagaż… Wszystko, czego dusza zapragnie, a nie wpływa ujemnie na poziom bezpieczeństwa i spełnia wymogi jakościowe (bagażnik-lodówka nie przeszedł).
Wszystkie materiały najwyższej jakości, ręczna robota. Aluminium, skóra, wełna kalifornijskich owiec. Nowy prezenter Top Gear Rory Reid jeździ ponoć testowymi Rollsami boso, żeby poczuć miękkość dywaników między palcami stóp. Na szczęście tym Wraithem jeździłem jako pierwszy dziennikarz, więc to ja mogłem macać miękkie dywaniki.
To wszystko opakowane w potężne cielsko, a pod maską V12. Wystarczy, żeby zostawić w tyle większość konkurencji na drodze. Tylko po co się tak napinać, kiedy można cieszyć się komfortem i ciszą?
[…] Przy okazji – jeśli chcesz się dowiedzieć, jak jeździ Rolls-Royce Wraith, to Marek Wieruszewski o tym opowiada tutaj. […]