Prywatnie jestem fanem BMW i3, ale rozumiem też ludzi, dla których elektryczny maluch jest zbyt przekombinowany. W BMW 330e nikt nie posądzi cię ani o ciągoty do musztardowych rurek, ani o ekoterroryzm. Ot, sensowny sedan dla managera.
Z tym sedanem mam właśnie kłopot. BMW 330e prosi się o wersję kombi (po bawarsku “touring”). Akumulatory zasilające elektryczny motor zajmują część miejsca pod podłogą bagażnika, więc przestrzeń ładunkowa jest ograniczona. Poza tym 330e byłoby doskonałym autem rodzinnym. Odwozisz dzieci do szkoły, lepszą połowę do pracy i przy odrobinie szczęścia masz jeszcze zapas energii na dojazd do własnego biura. Tam ładowanie, zakupy w drodze z pracy i silnik spalinowy nie włączył się ani razu.
Właściwie nie wiem, po co BMW ładuje do 330e silnik 4-cylindrowy. Wystarczyłyby 3 cylindry z MINI i 318i. Ale może to też wystraszyoby rozważnego nabywcę. W końcu kiedyś sąsiad zauważy, że tankujesz z gniazka i spyta się, co to ma za silnik. Przecież nie powiesz, że 3 cylindry, bo cię wyśmieje. Trzy cylindry, to ma jego kosiarka, bo czwarty nie pali. A tak, masz osiągi zbliżone do 330-340i, a zużycie paliwa minimalne.
Tylko wtedy sąsiad cię spyta, czy robią takie w kombi? I tu mój apel do szefa BMW Haralda Kruegera: zrób to w kombi!
Dodaj komentarz