Citroen C3 Aircross to kontynuacja “ofensywy w segmencie SUVów”, “przejażdżka rollercoasterem”, finalista konkursów AutoBest 2018, zdobywca Złotej Kierownicy, finalista COTY, zdobywca dwóch nagród Argus… Po prostu gwiazda.
W tym miejscu spodziewasz się pewnie, że zacznę się w Citroena wyśmiewać. Nie dlatego, że to samochód na F, ale dlatego, że te wszystkie tytuły, nagrody, nominacje i cytaty z egzaltowanych komunikatów prasowych to bełkot wart wyśmiania, bo Citroen to Citroen. Od lat nudne pudło, które w chwili pojawienia się w salonie dostaje na szybę naklejkę “nowa niższa cena”.
Otóż Citroen C3 Aircross jest zaprzeczeniem nudy. OK, Wieruszewski robi podprowadzenie pod kolejną historię, jak z Renault Espace, które zepsuło się, zanim wyjechało z parku prasowego. Kuszące, ale najpierw C3 Picasso Aircross musiałby się zepsuć. A się nie zepsuł. Zamiast tego dostarczał mi mnóstwo innych wrażeń.
Po pierwsze chciałbym pogratulować Citroenowi, że skonfigurował samochów w takiej wersji kolorystycznej. Gdybym dostał czarno-białe coś jak Zachar, pewnie bym inaczej do tego samochodu podszedł. A pierwsze wrażenie jest bardzo ważne.
Po drugie często mówię zainteresowanym, że C3 Picasso to dobry samochód. Tzn. Citroen zabił nas wtedy przydługą prezentacją, ale sam samochód dobrze wspominam. Praktyczny, ciekawy wizualnie, przemyślany.
I to samo przeniesiono do C3 Aircross. Można go sobie nazywać SUVem, crossoverem, ofensywą i rollercoasterem, ale o ile w przypadku zwykłego C3 to były stwierdzenia na wyrost, o tyle w Aircrossie mam wrażenie, jakby ktoś z Citroena nareszcie posłuchał klientów i zaimplementował wszystkie uwagi. Prawie nie mam się do czego przyczepić.
Citroen C3 Aircross wg Ani.
Dodaj komentarz