A może rzucić to wszystko w cholerę i pojechać w Bieszczady? Mieć pickupa, dom z widokiem na góry i pickupa? Ford Ranger bardzo pasowałby do tego obrazka.
Pierwszy raz Bieszczady odwiedziłem już jako dorosły. Razem z Anią pojechaliśmy tam na jedną z pierwszych wspólnych wycieczek i byliśmy porażeni. Architekturą. Nie było zbocza, na którym ktoś nie postawiłby koszmarnego domu pomalowanego na kolor, jaki w danym momencie był w promocji w okolicznym sklepie przemysłowym. Do tego sporo turystów, słaba (wtedy) baza turystyczna, bo wszyscy jeszcze szukali tanich klimatów. Czmychnęliśmy stamtąd w kierunku kolejnego punktu na trasie – Podlasia.
Na Podlasiu nawet chciałem kiedyś zamieszkać. Podobała mi się ta nieskażona warszawką dzikość. Podlasie pokazał mi kolega, który ma tam dom po babci. Naprawdę kocha te okolice i ma tamtejszą duszę, z której po sporych ilościach alkoholu wyrywa się ułańska fantazja.
Byłem wtedy jeszcze młody, studiowałem i nie miałem na siebie pomysłu. Może Podlasie? Piękny dom na skraju wsi, z misternie rzeźbionymi, białymi okiennicami, pomalowany na niebiesko. Wtedy za kilkanaście tysięcy można było kupić całe siedlisko, z domem jeszcze “ciepłym” po zmarłych rodzicach. Młodzi wyjeżdżali w poszukiwaniu pieniędzy na Zachód. Nikt nie miał czasu się tym zajmować.
Jak wiele razy w życiu, przespałem okazję i kiedy na poważnie zabrałem się za szukanie domu, Warszawiacy już się zorientowali co się święci. Kiedy mąż znanej dziennikarki kupił siedlisko i parę hektarów, zapłacił takie pieniądze, że wszystkim zaświeciły się oczy i ceny natychmiast poszły w górę. W ostatnim podejściu za rozpadający się dom i dwa hektary nad Bugiem właściciel chciał połowę tego, ile kosztował wtedy dom w Warszawie.
Zrezygnowałem, ale odwiedzam jeszcze czasem okolice Siemiatycz i dalej na wschód, aż do przygranicznego Niemirowa. Zjeździłem te okolice jeszcze moim Peugeot 306, latem i zimą. Ale z perspektywy czasu czuję, że w tamte okolice trzeba byłoby się zaopatrzyć w coś z napędem na cztery koła. I być może przystosowane do wożenia większych przedmiotów, np. drzewa na pace. Albo kozy, bo może wpadnie Szurka i poprosi o pomoc. Albo napić się będzie chciał. A wtedy odmówić nie wypada.
W takich warunkach idealnie sprawdziłby się pickup. Np. Ford Ranger. Sprawnie radzi sobie w terenie, ma pakę, a w wersji Wildtrak wygląda na tyle dobrze, że można nim pojechać do większego miasta na zakupy i nie wyglądać, jakby się właśnie przyjechało ze wsi.
Bo pickup to w Polsce taki właśnie samochód. W zastępstwie SUVa bez kratki. Był taki czas, kiedy pickupy sprzedawały się jak szalone. Cały Konstancin (taka wieś pod Warszawą 🙂 ) nimi jeździł. Dziś pickupy i Ford Ranger są trochę, jak mieszkanie na tym Podlasiu czy w Bieszczadach. Niby ładne widoki, ale na co dzień ciężko z nimi żyć.
A co Ania sądzi o Fordzie Rangerze?
Calkiem sensownie się ten Wieruszewski wypowiada. Przyjemnie się ogląda i słucha. No i miło zobaczyć Amerykanina na teście, a do tego z tym automatem “co to sie zara panie zepsuje” 😉