W ostatnich latach Honda skupiała się na projektowaniu samochodów dla ludzi, którym brakowało ostatniej kropli w czarze goryczy, zanim popełnią samobójstwo. Kto pamięta Hondę Insight, ten wie o czym mówię. Jazz zawsze był modelem na wskroś praktycznym, ale teraz nawet przyjemnie się nim jeździ. Gdyby nie CVT.
Jeśli ktoś jeździł Hondą 10-20 lat temu, to pamięta kręcące wysoko silniki, które w zależności od modelu wydawały dźwięki jak motocykl lub samochód F1 (tak, nawet Accord czwartej generacji tak brzmiał). Do Hondy Prelude Mk 1-3 wciąż wzdycham. Starsze Civiki też były doskonałe. Na piątej generacji uczyłem się parkować i zawracać na ręcznym.
A potem nadszedł czas eko-terrorystów. Kastrowanie samochodów z oznak sportowości. Dominujące na desce rozdzielczej przyciski ECO, drzewka, lampki ostrzegające przed mocniejszym wciśnięciem pedału gazu. Jazda Hondą przestała być przyjemnością, a stała się wiecznym wyrzutem sumienia, że oto gdzieś przeze mnie płacze mały miś polarny, bo jego mama odpłynęła na topniejącym kawałku kry.
Gdyby tego było mało, Honda zafundowała nam jeszcze hybrydy, które nawet nie były porządnymi hybrydami, tylko tzw. mild hybrids. Motor elektryczny pełnił w nich funkcję wyłącznie zwiększającą moc. Był zamiast turbo. Nie dało się jechać tylko na prąd. Ale hybrydowa Honda No-Life czy CR-Z nawet z tym elektrycznym turbo jeździły jak wózki inwalidzkie. CR-Z miał potencjał. Brakowało mu tylko dobrego silnika.
Na szczęście Honda powoli odzyskuje rozum. Droga pod na prąd okazała się ślepa. Wprawdzie o wysokoobrotowych silnikach benzynowych możemy raczej zapomnieć, ale turbodoładowany Civic Type R powinien zadowolić miłośników szybkiej jazdy.
Jak do tego ma się Jazz? Mimo niewielkiego silnika Honda Jazz ma w sobie sporo wigoru. Chce przyspieszać, jest twardo zestrojona i jedyne co ją psuje, to bezstopniowa skrzynia biegów. Przynajmniej w mieście, gdzie spędzi najwięcej czasu. CVT sprawia, że masz ochotę zostawić samochód na światłach i niczym Micheal Douglas w filmie Upadek iść do najbliższego fast foodu zrobić porządek ze światem. Paradoksalnie, CVT sprawia coś jakby przyjemność (jeśli ktoś lubi sado-maso) na wysokich obrotach, kiedy robisz małym Jazzem rzeczy, o których eko-inkwizycji nigdy się nie śniło. Zresztą co to za inkwizycja, która nie może spalić Cię na stosie ze względu na możliwość przekroczenia norm emisji CO2.
Poza tym Jazz jest jak zwykle wielki wewnątrz, a niewielki z zewnątrz. Bierz go zamiast kompakta. Byle z ręczną przekładnią.
Mam CVT i jest super, silnika nie słysze, jeżdzę codziennie do pracy w mieście. Jest pełen komfort, nigdy nie zgaśnie , nigdy się nie przydusi, nikt mi nie spali sprzęgła. Wszystko.