Skoda Kodiaq to zbiór najskrytszych marzeń ojców rodzin zapakowany do jednego samochodu. To świątynia rozsądku. To… garnek flaków z olejem na kółkach.

Nie rozumiem pozycjonowania niektórych marek w ramach Grupy Volkswagena. Mamy super luksusowego Bentleya, sportowe Porsche, premium Audi, najlepszą markę na świecie, czyli Volkswagen (nie, nie zapłacili mi za to, ale teraz to już na pewno zaczną; Tomek, sprawdź maila, przesyłam mój numer konta w Szwajcarii), a potem są Skoda i SEAT. Ponieważ Volkswagen jest najlepszą marką na świecie, to Skoda ze swoimi sympliklewerami jest taką podróbką Volkswagena. Bo po co mi inny, do bólu praktyczny samochód? A SEAT? Hiszpański temperament, odważny design? To taka gorsza Skoda, bo mniejsza.

Do tego mamy jeszcze nachodzące na siebie modele: Kodiaq i debiutujący wkrótce Tiguan Allspace. Do tego Tiguan, Ateca i debiutujący wkrótce Karoq. Nie tylko wyglądają podobnie, mają w dużej mierze to samo wyposażenie, ale też cenowo nie różnią się na tyle, żebym mógł powiedzieć: O! Podjąłem najlepszą na świecie decyzję, kupiłem wypasioną Skodę i zapłaciłem za nią 20 procent mniej niż za Tiguana.

Wypasiona Skoda kosztuje tyle samo lub więcej niż porównywalnie wyposażony Tiguan, więc nawet argument, że sąsiad nie będzie ci zazdrościć upada, bo sąsiad bardzo dobrze wie z Auto Świata, jak odróżnić gołą Skodę od napakowanej po dach.

To jaki jest sens kupowania Skody? Najtańszy Kodiaq kosztuje 92 400 złotych. Do tego silnik 1.4 TSI 125 KM, skrzynia manualna, darmowy lakier w kolorze granatowym, wewnątrz czarna materiałowa tapicerka, relingi, trzeci rząd siedzeń, tempomat i nawigacja. Wszystko to za 103 500 złotych. Trudno będzie znaleźć równie dużego, 7-miejscowego SUVa lub minivana w tej cenie. Dzieciowóz pierwsza klasa. Chcesz coś więcej? Będzie bardzo drogo.

Skoda Kodiaq wg Ani.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *