Volkswagen Golf to… Golf. Do zobaczenia za tydzień. A może coś więcej?
Z okazji pandemii koronawirusa próbowałem nieco rozruszać trochę widzów i przez parę tygodni urządziłem kilka spotkań “na żywo, ale w studio”. Łączyłem się z gośćmi z Polski, z Niemiec, z Irlandii. Ten ostatni live szczególnie polecam, bo nawet mój irlandzki kolega po fachu Bob Flavin mówi, że też zdarzają mu się widzowie insynuujący, że się sprzedał Volkswagenowi.
W związku z tym oświadczam, że jeszcze się Volkswagenowi nie sprzedałem, a nowy Volkswagen Golf mógłby być bardziej nowy z zewnątrz, a mniej nowy wewnątrz. (Nie)stety jest na odwrót.
To dziwne uczucie, kiedy przypomina ci się, jak śmiałeś się z rodziców, którym musiałeś ustawiać magnetowid. Rozumiem dziadkowi, ale rodzicom? Dziś nawet nie chcę zbliżać się do telewizora rodziców, bo wielofunkcyjny pilot obsługuje więcej urządzeń, niż jestem w stanie objąć umysłem.
I w nowym Golfie jest podobnie. Wsiadasz i wita cię kokpit z przyszłości. Autentycznie, to wygląda jak z koncepcyjnego modelu. I jeszcze interfejs jest nowy. Dużo się tam dzieje i pierwsze wrażenie jest przytłaczające. To dla mnie o tyle dziwne, że zwykle w Volkswagenie wszystko jest logiczne i na swoim miejscu. A tu… (a tu wstrzymane dostawy, bo problem z ecall – to samo dotyczy nowego Leona).
Dodaj komentarz