Aston Martin DB11 to drogi, głośny i rzucający się w oczy samochód, którego zadaniem jest szybkie pokonywanie długich tras. Jest anachroniczny niczym mizoginiczny Agent 007.

Skonfiguruj ten samochód w Auto Katalogu Samar
https://play.google.com/store/apps/details?id=pl.samar.catalogue
https://itunes.apple.com/pl/app/auto-katalog-samar/id1361950238?mt=8

Niedawno wdałem się w facebookową pyskówkę z kolegą, który opublikował ogłoszenie o pracę w pewnym wydawnictwie. Z ogłoszenia (i komentarza znajomego) wynikało, że praca jest dla młodego faceta. Nie dla starszej kobiety. Dla młodego faceta. Oczywiście mój znajomy i kilku jego popleczników nie widziało w tym niczego seksistowskiego. Po prostu męskie wydawnictwo, to i praca dla młodego faceta. Ale przeciwko kobietom nic nie mają, a nawet uważają je za zaskakująco dobre w pracy.

Ze dwa lata temu, kiedy umawiałem jakiś samochód do testu, PRowiec wyjaśnił mi, że kolor jest zajebisty w przeciwieństwie do pedalskiego. Bo on tylko takie odróżnia. Może to ja staram się zaklinać rzeczywistość i jestem liberalnym lewakiem? W sumie na studiach znajoma, która lekcje z kultury i ogłady pobierała w Klubie Inteligencji Katolickiej (tam, gdzie na imprezach trzeba było stosować kalendarzyk, wymaz lub stosunek przerywany), wyrzuciła mi kiedyś od komuchów.

Co ma do tego Aston Martin DB11? Otóż uważam go za piękny i jednocześnie zły samochód. Piękny w tym sensie, jak piękny może być stary zamek. Doceniasz jego architekturę i piękną okolicę, a potem wyobrażasz sobie, jak musiało być w nim zimno zimą i zastanawiasz się, czy dałoby radę zainstalować w nim kaloryfery.

I tak właśnie jest z Aston Martinem. Pod maską silnik V12, który sprawia, że samochód jest za ciężki. Za ciężki nawet na 600 KM i 700 Nm, szczególnie że cała ta moc i moment trafiają na tylną oś. A jest tylko tyle przyczepności, ile są w stanie zapewnić nawet najszersze opony. Efekt jest taki, że DB11 (podobnie jak wcześniejsze Astony) gubiłby przyczepność, gdyby nie kontrola trakcji. A ta ma co robić niemal za każdym razem, kiedy 8-stopniowy automat włącza wyższy bieg. Dodam, że w trakcie testu akurat nie padało.

Ale poza poduszkami powietrznymi, kontrolą trakcji i ABSem Aston Martin DB11 nie ma żadnych nowoczesnych systemów bezpieczeństwa. Innymi słowy jedziesz na drugi koniec kontynentu z taką prędkością, że fotoradary nie są w stanie cię namierzyć, ale jednocześnie kończy się kokaina, więc kiedy zaśniesz za kierownicą, spadasz w przepaść, bo nie uratuje cię system wspomagania utrzymania na pasie ruchu czy system awaryjnego hamowania. Umrzesz jak prawdziwy mężczyzna. A nie jakaś lewacka lesbijka.

Ponadto Aston Martin, jako niewielka samochodowa manufaktura, nie może sobie pozwolić na rozwój wszystkich technologii. Czort z systemami bezpieczeństwa, których prawdziwi mężczyźni nie potrzebują. Oni potrzebują masy, bo cięższy samochód jest bezpieczniejszy niż lżejszy samochód (zaczerpnięte z komentarzy na YouTube). Nawet jeśli ten cięższy samochód prędzej wypadnie z zakrętu i gorzej hamuje niż ten lżejszy. Ale skądś trzeba wziąć jakiś system inforozrywki, żeby można było podłączyć iPhone’a i streamować złote rady Mateusza Grzesiaka. I tu do gry wchodzi Daimler, który w zamian za 5 procent udziałów daje swój silnik V8 do DB11 dla biedoty i starą nawigację dla wszystkich. W samochodzie za prawie półtora miliona mam nawigację z Klasy A poprzedniej generacji.

Może Bondowi nawigacja niepotrzebna, a w towarzystwie bogatych czarnych charakterów trzeba być zimnym draniem w głośnym samochodzie a nie miękką pytką, która wolałaby hybrydowego Lexusa. Ale ja koncepcji Aston Martina nie kupuję. A na samochód – szczęście w nieszczęściu – i tak mnie nie stać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *