Dacia Sandero ma wiele zalet i jedną wadę.
Na test nowej Dacii Sandero załapałem się – można powiedzieć – na krzywy ryj. Przy okazji odbioru innego samochodu testowego, zobaczyłem na parkingu coś, czego nie powinienem był zobaczyć, zrobiłem zdjęcie, a potem ktoś miał z tego powodu nieprzyjemności. Zadzwoniłem do Renault, żeby wyjasnić sytuację i tak się nam miło rozmawiało, że porzuciłem testowe Renault w zamiast za Dacię Sandero.
Mam do Dacii stosunek… realistyczny. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu Polaków jakikolwiek nowy samochód jest nieosiągalnym luksusem, a tu Dacia proponuje im nowe auta z gwarancją w cenie niższych segmentów. I taką Dacią Sandero można wyjechać z salonu za 40 900 złotych i mieć nowy samochód. A nawet zaszaleć, dołożyć trochę i jeździć taką za 50 tysięcy z klimatyzacją i paroma dodatkami.
Jeśli twój dotychczasowy samochód to ok. 20-letni kompakt, wtedy Dacia Sandero daje ci jeszcze więcej za jeszcze mniej. Bo 20-letni kompakt kosztujący wtedy 40 tysięcy złotych dziś kosztowałby ok. 60-70 tysięcy złotych. Czyli Sandero nadal wychodzi korzystniej.
Ale czy Dacia Sandero to takie tanie Clio? W końcu Dacia wykorzystuje technologie, które parę lat wcześniej debiutowały w Renault. W sensie recyklingu technologii – tak. W sensie jakości i komfortu – niekoniecznie. Renault Clio jest dziś samochodem o wiele bardziej wyrafinowanym, wygodniejszym. Pewne opcje w Sandero są w Clio w standardzie. A pewnych rzeczy w Sandero mieć nie możemy.
Ale czy te wszystkie opcje są nam potrzebne? Gdybym miał kupować Dacię, to celowo unikałbym dodatków. Bo to bazowa lub prawie bazowa wersja czyni Dacię okazją. Każdy dodatek sprawia, że Renault Clio, Toyota Yaris czy Hyundai i20 stają się ciekawsze. I to jest wada Dacii – dodatkowe wyposażenie.
Zapraszam na test!
Dodaj komentarz