Oszczędny diesel czy mocna benzyna? A gdyby tak zjeść ciastko i mieć ciastko? Takie rozwiązanie proponuje Volkswagen z modelem Passat GTE.
Volkswagen Passat GTE to hybryda typu plug-in. Cztery godziny przy zwykłym gniazdku domowym lub dwie godziny przy gnieździe miejskim i możesz teoretycznie przejechać do 50 km w trybie elektrycznym. Realnie nastaw się na 30 kilometrów, a zimie jeszcze mniej. Ale to przypadłość większości elektryków i hybryd typu plug-in.
Ze względu na ubogą infrastrukturę do ładowania, nie nastawiaj się też na zużycie paliwa poniżej 2 litrów na setkę. Volkswagen Passat GTE realnie zużywa 3-4 litry przy założeniu, że dziennie jeździsz 50-60 km i raz dziennie ładujesz się z gniazda. W klasycznym trybie hybrydowym samochód zużywa bliżej 7 litrów na setkę.
Pod maską oprócz elektrycznego 116-konnego motoru jest silnik 1.4 TSI o mocy 156 KM. W sumie samochód ma 218 KM (nie, moc się nie sumuje) i rozpędza się od zera do setki w 7,6 sekundy, a pół sekundy szybciej niż 1.8 TSI. Wprawdzie Volkswagen Passat GTE jest trochę cięższy od wersji z klasycznym napędem, ale tego nie czuć.
Za to napęd hybrydowy kosztuje nas miejsce w bagażniku. W przypadku wersji Variant pojemność jest o prawie 170 litrów mniejsza niż w zwykłym Passacie kombi. Dodatkowe akumulatory zajmują część schowka pod podłogą, więc na pierwszy rzut oka różnicy nie widać.
Parę lat temu moi szefowie jeździli Passatami. Obaj kupili sobie wersje kombi i byli z nich bardzo zadowoleni. Jeden z nich mówił o swoim Passacie per Hans. Volkswagen Passat sam z siebie jest jednym z tych samochodów, do których wsiadasz i wszystko jest na miejscu. Auto można skonfigurować niemal tak, jak modele z segmentu premium. Niestety cena podchodzi pod premium, szczególnie w wersji PHEV. Volkswagen Passat GTE spokojnie przekroczy 200 tysięcy złotych. Aż tak dobra ta hybryda plug-in nie jest. Może w następnej generacji. O ile do tego czasu nie przesiądziemy się do samochodów o napędzie w pełni elektrycznym, takich jak e-Golf.
Dodaj komentarz