Suzuki Ignis jest jak pomysł, żeby rzucić wielkomiejski gwar i wyprowadzić się na wieś. Po chwilowym zachwycie przychodzi zderzenie z rzeczywistością.

Jeśli nie wiesz o co chodzi z tym domkiem w Karkonoszach, koniecznie posłuchaj tej pasty. NSFW.

A teraz do rzeczy. Suzuki Ignis testowałem już w 2017 roku i samochód podobał mi się mimo wszystkich jego wad. Ignis jest mały, drogi, powolny, ma mały bagażnik, a jego zdolności terenowe kończą się niewiele za asfaltem. Ale to nie jest samochod ani do miasta, ani do zapuszczania się głęboko w teren. To auto dla ludzi mieszkających w małych miasteczkach, gdzie dwa samochody ledwo mijają się na wąskich ulicach między starymi domami, a w zimie drogi bywają oblodzone. Brzmi znajomo? Jeśli jeździsz do Francji, Hiszpanii, Portugalii czy Włoch to pewnie tak. Jeśli mieszkasz w Polsce, to zastanawiasz się, o czym ten Wieruszewski pitoli?! Przecież nie ma takich miejsc. Są tylko osiedla szeregowców budowane na dawnym polu, pociętym na wąskie skrawki przez pradziadka przyszłego dewelopera. A na takim osiedlu droga jest wystarczająco szeroka, żeby służbowa Skoda Octavia zawróciła na trzy i może nawet nie potrąciła śmietnika sąsiada.

Niedawno Suzuki Ignis przeszedł kurację odmładzającą, w wyniku której wprowadzono kosmetyczne zmiany na zewnątrz i przede wszystkim pod maską. Ignis to teraz miękka hybryda i na papierze emituje mniej, a w rzeczywistości zużywa mniej więcej tyle samo paliwa, co kiedyś. I napęd na wszystkie koła rzeczywiście nie nadaje się do jazdy w terenie.

Tu dochodzimy do domku w Karkonoszach. Sam miałem w życiu etap szukania domu na dzikim (z mojego punktu widzenia) Podlasiu. Szczęście w nieszczęściu przy granicy z Białorusią z internetem jest podobnie jak wodą ze studni – jest tyle, ile przyniesiesz sobie w wiadrze. A tymczasem moja praca polega na byciu online, więc ten pomysł upadł.

I dobrze, bo pewnie żeby się utrzymać musiałbym się przerobić na agroturystykę, a wtedy wielkie miasto, od którego chciałem uciec, dogoniłoby mnie. Znajomy tak ma. Przez pół roku tęskni za znajomymi z miasta, a przez pół roku zasuwa obsługując wielkich panów i ich luksusowe żony. Do wszystkiego da się przyzwyczaić, ale mam wrażenie, że to jednak wypaczenie idei spokojnego życia na wsi. Podobnie jak Suzuki Ignis, mimo całej mojej sympatii dla tego modelu, jest wypaczeniem idei małego samochodu dla ludzi z małych miasteczek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *