Volkswagen i Toyota są globalnymi liderami sprzedaży (najnudniejszych) samochodów. Japończycy odreagowują startując w Le Mans, a Volkswagen wypuszcza wersje GTI kolejnych modeli.
Marzy ci się sportowy samochód? Taki dwumiejscowy, albo z tylnymi fotelami, na których można najwyżej położyć bagaż, ze sztywnym zawieszeniem i układem kierowniczym tak precyzyjnym, że czujesz każde ziarnko piasku pod kołami? O ile nie masz za dużo pieniędzy, nie planujesz zestarzeć się w samotności, lub nie negocjujesz sprzedaży dzieci na eksperymenty medyczne, to raczej możesz o takim samochodzie zapomnieć. Toyota GT86 to świetny samochód, ale poza Waldkiem Moto Doradcą, który na co dzień wozi cztery litery czymś bardziej komfortowym, nie znam nikogo, kto by taki samochód kupił.
Co innego Volkswagen, który ma wersje GTI nie tylko Golfa, ale też Polo oraz up! Kupujesz pełnowartościowy samochód, który przy okazji jest szybszy, trochę twardszy, ale bez przesady, nadal zmieścisz do niego dzieci i bagaż, a jeśli chcesz pójść na grubo, to Golf R oferowany jest nawe w kombi. Nikt poza twoim doradcą finansowym nie ma prawa ci powiedzieć, że to nie jest samochód dla ciebie! Żodyn!
A teraz mała dygresja, zanim odeślę cię do testu trzech GTI i Golfa R na francuskich i włoskich serpentynach. Wąskie i kręte górskie drogi to doskonałe miejsce do testowania hot hatchy, ale tylko w słoneczne dni. Pogoda w górach szybko się zmienia, a w zimie pojawia się śnieg. I to w takich właśnie warunkach najlepiej sprawdzają się auta, jakie jak Dacia Duster (którą polecam tylko w Bieszczady), albo Suzuki Ignis (którego polecam wszędzie, bo jest zabawny). A teraz zapraszam na orgię GTI.
Dodaj komentarz