Hyundai i10 trzeciej generacji wygląda nowocześnie, ma nowoczesne systemy wspomagające kierowcę i być może kupi go ktoś w wieku przedemerytalnym.
To fascynujące, że koncerny motoryzacyjne kierują kolejne modele do młodych, ambitnych i żądnych przygód. A potem okazuje się, że taką KIĄ Soul jeżdżą głównie emeryci. Zresztą się im nie dziwię, bo do Soula wygodnie się wsiada. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem na ulicy Hyundaia i10, ale siostrzanym modelem, KIĄ Picanto, po osiedlu jeździ sąsiad, który na oko był za stary, żeby walczyć w Pierwszej Wojnie Światowej.
Segment A w Polsce to nisza. Wg IBRM Samar udział i10 w sprzedaży Hyundaia to 3-4 procent (około tysiąca sztuk). Według Carsalesbase w 2019 roku w Europie Hyundai i10 zajął 6. miejsce w segmencie A za modelami Fiat Panda, Fiat 500, Toyota Aygo, Renault Twingo i Volkswagen up! z wynikiem na poziomie niecałych 80 tysięcy egzemplarzy. Dla porównania w samych Indiach sprzedaje się około 10 tysięcy egzemplarzy i10. Miesięcznie. Inna sprawa, że na rynki rozwijające się Hyundai wypuścił model Grand i10, który jest nieco większy od tego europejskiego i występuje też w wersji sedan. Takim to by dopiero jeździli nasi emeryci!
Nowy Hyundai i10 nie wygląda na auto dla emeryta. W dodatku ma (bo musi mieć) nowoczesne systemy wspomagające kierowcę. Jest nawet system aktywnie wspomagający utrzymanie na pasie ruchu i działa (moim zdaniem) lepiej niż w Maździe czy Toyocie, gdzie nigdy nie miałem pewności czy i kiedy samochód zdecyduje się przywrócić mnie na właściwy tor jazdy.
Nowy i10 ma też doskonałe zawieszenie. Niewiarygodnie dobrze tłumi nierówności, na których samochód nie przeskakuje w bok, jak zdarza się w większych i droższych samochodach. Widzę potencjał dla wersji N-Line, która ma trafić na rynek w połowie 2020 roku.
Hyundai i10 to doskonałe auto miejskie, którym mogą podróżować cztery dorosłe osoby (wiesz, carpooling żeby nie było korków), do bagażnika zmieszczą się zakupy, a do tego jest oszczędny. Czy ma jakieś wady? Ma. Zapraszam na test.
Dodaj komentarz