Volvo XC40 Recharge to pierwsze w pełni elektryczne Volvo. Wprawdzie nazwa Recharge pojawiła się też przy hybrydzie typu plug-in, a TwinEngine na początku oznaczało właśnie tę wersję napędu hybrydowego, ale teraz Recharge to elektryk, a Twin oznacza dwa motory elektryczne.
Bo Volvo XC40 Recharge może też występować w wersji z jednym motorem i napędem na jedną oś. Ale dziś mowa o tym mocniejszym i szybszym elektrycznym XC40 z napędem na obie osie.
Przy okazji dowolnego testu samochodu o napędzie elektrycznym nieuniknione są komentarze w rodzaju “…a Tesla to ma od zawsze i…”. W związku z tym tytułowe porównanie do Tesli jest w pełni zamierzone, bo trzeba amerykańskiego pioniera elektromobilności pochwalić za parę rozwiązań, które spopularyzował.
Dwa bagażniki lata wcześniej miało wprawdzie Porsche Boxster, ale w samochodzie o napędzie elektrycznym to rozwiązanie uważam za wymóg, a nie coś, o czym trzeba przypominać. Tesla to rozumie i wykorzystuje wolne miejsce pod maską na dodatkową przestrzeń, w której można zmieścić np. kable.
Tesla może mieć najbardziej rozwiniętą na świecie sieć ładowania (i to jest prawdziwa innowacja!), ale nie zapomina o sytuacjach, w których trzeba skorzystać z innych rozwiązań i wtedy trzeba mieć kable, przejściówki, itp.
Volvo ma dwa bagażniki, podobnie jak Tesla, Hyundai, KIA, Jaguar czy niektóre (czyt. jeden) modele BMW.
Podobnie jak Tesla, Volvo startuje bez kluczyka. Wsiadasz, wybierasz kierunek jazdy i odjeżdżasz. Czy to konieczne? Nie mam nic przeciwko przyciskowi start, ale rozumiem, że Volvo chciało dodać coś niezwykłego do elektryka na bazie swojego popularnego crossovera.
Duże wyświetlacze. Nie tak duże, jak w Tesli, ale od chwili wprowadzenia nowego projektu deski rozdzielczej przy okazji modelu XC90, centralny tablet w Volvo porównywany jest z rozwiązaniem stosowanym przez Teslę. Nawet jeśli Volvo pozostawiło (i bardzo dobrze!) więcej fizycznych przycisków.
Autopilot? I tu ciekawostka. Tesla zapowiadała Autopilota jeszcze w 2014 roku, ale wprowadziła go dopiero jesienią 2015. To tak naprawdę połączenie adaptacyjnego tempomatu i systemu wspomagającego utrzymanie na pasie ruchu. Coś równie dobrego miało Infiniti w modelu Q50 wiosną 2015.
Można się spierać, czy dziś Autopilot Tesli jest lepszy od tego, co oferują inni producenci. Moim zdaniem nie jest. Tesla po prostu świetnie reklamowała produkt, który inni producenci stopniowo wprowadzali do swoich modeli z wyższej półki i Kowalski nigdy przed Teslą czegoś takiego nie doświadczył.
Z przyczyn marketingowych, wizerunkowych i prawnych inni producenci rozwijają jazdę pół-autonomiczną ostrożniej niż Tesla, ale w pewnych sytuacjach samochody prowadziły się same długo zanim Tesla ogłosiła, że Autopilot jest lepszy człowieka.
W Volvo Pilot Assist debiutował w 2015 roku, równolegle z Audi. Za kierownicą Mercedesa z Drive Pilot czytałem gazetę w 2016. Ale mowa o drogich samochodach, poza zasięgiem Kowalskiego, który w międzyczasie z wypiekami na twarzy czytał o autonomicznych Teslach napędzanych darmowym prądem.
W 2022 roku prąd nie jest za darmo, a oferta samochodów o napędzie elektrycznym jest szersza niż cztery modele Tesli. I takiego “autopilota” można dziś mieć nawet w aucie z segmentu B. Oraz w Volvo XC40 Recharge Twin. Zapraszam na test.
Dodaj komentarz